22.6.15

ROZDZIAŁ 8

Kurcze, nie mogę w to uwierzyć! W piątek rozpoczynają się wakacje, bardzo szybko zleciało to dziesięć miesięcy. Unieśmy ponad niebo ma już pół roku i pięć dni! 
Jutro wyjeżdżam na wycieczkę dla najlepszych uczniów (z czego bardzo się cieszę, bo nie wierzyłam że uda mi się wyciągnąć nawet na pasek, a mam prawie 5.0).
Oh, nie przedłużając, zapraszam na rozdział ósmy. Następny 13 lipca!
PS. W wakacje może, ale tylko może, uda mi się publikować częściej. W każdym razie się postaram, zobaczymy jak będzie. 



– Co jej jest?! – wykrzyknął ktoś, czyj głos znała, ale nie mogła przypomnieć sobie, do kogo należał. – Co z dzieckiem?!
– Niech się pan uspokoi – odezwał się drugi głos. – Robimy, co możemy.
– Do kurwy nędzy, zawsze się tak mówi! Niech mi pan powie, co się stało z Hermioną! Czemu się nie budzi?!
Nastąpiła chwila milczenia, przerywana odgłosami przychodzącymi gdzieś z daleka: stukot obcasów, szuranie butów, echo biegu.
– Panna Granger… Nie wiemy, dlaczego się nie budzi. Nie reaguje na żadne eliksiry ani zaklęcia. Ma jednak dobre wyniki. Sprowadziliśmy mugolski wynalazek i dzięki niemu wiemy, że dziecku nic się nie dzieje.
Usłyszała westchnienie, dość głębokie, ktoś zaczerpnął niespokojnie powietrze, długo je wypuszczał. Nie wiedziała, ile czasu upłynęło, zdawało jej się, że niewiele, gdy drugi głos powiedział: „Robimy, co możemy, naprawdę”, a potem dosłyszała coś jakby zamykanie drzwi.
Krzesło niedaleko miejsca, w którym się znajdowała, odsunęło się.
– Wiesz, naprawdę cię kocham – mówił ktoś. Wydawało jej się, ba!, wiedziała, że także ona czuje coś do właściciela tego głosu. – Wtedy, kiedy cię opuściłem… Wiem, mówiłem ci to już, ale wtedy bałem się, że nie będę mógł dokończyć, że wstaniesz, podziękujesz i pójdziesz… Więc może powiem teraz. Wtedy, kiedy cię opuściłem… musiałem. Musiałem to zrobić, wiesz? Macnair nie dał mi wyjścia.  Albo misja w Rosji, albo mogę już szykować do przejścia na drugą stronę… Według niego niespełnianie jego poleceń to jak zdrada. A zdrada karana jest śmiercią. A więc udałem się do Rosji. Miałem werbować nowych, namawiać do powrotu starych członków. Wiesz, w tamtym czasie pisałem do ciebie listy. Jasne, że nie wiesz, nie dostałaś ich. Było kilka powodów. Najbardziej obawiałem się tego, że nawet ich nie przeczytasz… Nie wiedziałem, na ile byłaś na mnie zła, na ile jesteś nadal. Co, jeśli po dostaniu jednego od razu wyrzuciłabyś go do kominka? Może kiedyś ci je pokażę. Kiedyś… Po drugie bałem się, że list trafi w niepowołane ręce. To byłoby zbyt niebezpieczne, Macnair by się dowiedział, nie zostawiłby tego ot tak. Zniszczyłby ciebie, mnie…
Nie wiedziała, czemu przestała słuchać. Głos mówił jeszcze długo, nie miała pojęcia, jak długo… Wydawało jej się, że gdyby mogła płakać, łzy cisnęłyby się jej do oczu. Starłaby je wierzchem dłoni, usiadła i przyciągnęłaby do siebie właściciela głosu. Ale nie mogła. Próbowała poruszać dłonią, ale nie dała rady. Powiek nie udało jej się podnieść, były zbyt ciężkie.
– Przed chwilą była tu pielęgniarka. Mówiła, że jest już późno. – Poczuła na swoim policzku dłoń, palce gładziły jej skórę. – Nawet się nie zorientowałem, że to prawie północ. Powiedziała, żebym wracał do domu, wyspał się, zjadł coś, wziął prysznic, żebym wrócił jutro. Boję się, Hermiono. Boję się, że przyjdę jutro, a ciebie tu nie będzie. Że w ogóle cię nie będzie.
Jego dłoń znalazła się na jej, jego palce zacisnęły się na jej własnych, czuła ciepło od nich bijące. Materac ugiął się niezauważalnie pod ciężarem jego głowy.
– Nigdzie nie idę, Hermiono – szepnął. – Będę tu rano, może to wtedy się obudzisz.
Po chwili mogła słyszeć miarowy oddech Teodora…


Nie spała całą noc, tak jej się przynajmniej wydawało. Po prostu czuwała, słyszała każdy odgłos, jaki tylko można było usłyszeć. Szum wiatru, gałęzie zahaczające o okna, bieg  pielęgniarki do którejś z sal, krzyki.
– Jak to „nie wiemy, czy w ogóle się obudzi”?! – wykrzyknął Teodor, wybudzając ją z rozmyślań.
Nie wiedziała, która dokładnie była godzina, ale na pewno był już wieczór drugiego dnia od jej zaśnięcia. Tak to przynajmniej nazywał Teodor. „Dzień od jej zaśnięcia.” „Półtora dnia od jej zaśnięcia.” „Dwa dni od jej zaśnięcia.” Spała już prawie dwa dni, choć doskonale wiedziała, że to wcale nie jest sen. Wszystko słyszała, czuła… Ale nie mogła zrobić nic. Wiele razy próbowała otworzyć oczy, ruszyć ręką, wypuścić delikatnie powietrze, zrobić cokolwiek, aby pokazać komuś, że żyje.
Dziecko, jej ukochana, dzielna dziewczynka, ciągle dawała o sobie znać. Kopnęła to tu, to tam. Cieszyło ją to. Przynajmniej jej mała Grace mogła się poruszać.
Grace.
Miała dość czasu, by o tym myśleć. To imię wydawało jej się wręcz idealne. Wiedziała, że powinna to uzgodnić z Teodorem, to w końcu była też jego córka, ale… On i tak by się zgodził. Kiedyś śmiali się, że jeśli ona zajdzie w ciążę, to kiedy okaże się, że to dziewczynka, ona wymyśla imię, jeśli chłopiec, imię nadaje mu Teodor. Teraz wydawało jej się to wszystko takie odległe…
Jak bardzo chciała się obudzić!
– Po prostu nie wiemy. Nie znamy przyczyny jej śpiączki, więc nie możemy nic zrobić. Możemy czekać. Podobno panna Granger to bardzo silna kobieta… No i ma dla kogo żyć.


Przychodzili wszyscy. Teodor był zawsze, nieraz znikał na kilkadziesiąt minut, pewnie po to, aby się odświeżyć. Podobno pielęgniarki wyczarowały mu dodatkowe łóżko, ale tylko podobno. I tak spał, siedząc na krześle, z głową na jej łóżku. Harry razem z Ginny byli prawie codziennie. Opowiadali jej o tym, że każdy w instytucie chodzi strapiony, każdy się o nią martwi… Tom wpadł pięć czy sześć razy, tylko na chwilę, tłumacząc się brakiem wolnego czasu. Zabini przyszedł i opowiedział o tym, o czym nie chciał mówić nikomu: zakochał się. Podobno lepiej mówi się do kogoś, kto nie może się uśmiechnąć ironicznie ani cię nie wyśmiać. Co zdziwiło ją najbardziej, przyszli Malfoy’owie. Dracon zagroził jej w zabawny sposób, że jeśli się szybko nie obudzi, to on będzie ją gnębił do końca życia. Astoria poczytała jej kilka książek, może nie robiła tego z jakimś entuzjazmem, ale dla niej liczyło się to, że w ogóle o tym pomyślała. Mały Scorpius ślicznie gaworzył; gdyby mogła porwać go w ramiona, pewnie by to zrobiła. Nie mogła.


Dziesiątego dnia jej snu w pewnym momencie wydawało jej się, że widzi błysk światła. Zwyzywała się wtedy, jak mogła tak na to patrzeć. Sądziła, wiedziała, że światło w oddali oznacza tylko jedno.
Grace kopnęła ją delikatnie, jakby dodając jej otuchy. Przypomniały jej się słowa lekarza: „ma dla kogo żyć”. Właśnie! Miała dla kogo żyć!
– Wiesz, kochanie? – Teodor zaczął pocierać jej dłoń, bawiąc się przy tym jej palcami. – Obudź się, proszę. Będzie wszystko dobrze, obiecuję. Wygramy wojnę, kupimy tamten dom… Będziemy szczęśliwi, zobaczysz. Tylko się obudź, proszę.
Słyszała, jak wstaje i szepcze: „Zaraz wrócę, idę do toalety.”
Ciągle powtarzała sobie, że ma dla kogo żyć. Dla córki, dla Grace, to przecież oczywiste. Ale miała żyć także dla Teodora. To jego kochała, pomimo wszystko. Mimo tego, że ją zostawił, choć teraz wiedziała czemu, mimo że ją zranił… Kochała go, do cholery, kochała.
Usłyszała kroki na korytarzu.
– Doktorze! Mężczyzna spod piątki!
Ma dla kogo żyć.
Z odgłosów wnioskowała, że działo się coś niedobrego. Ruch na przejściu, było to słychać, zwiększył się.
– Czy jest ktoś, kogo można powiadomić o śmierci pana Bowera?
– Żadnej rodziny ani przyjaciół, doktorze.
Ja mam dla kogo żyć – powiedziała sobie w duchu.
Otworzyła oczy.
***
Teodor zatrzasnął drzwi do łazienki i oparł się dłońmi o blat umywalki. Nie wiedział, co robić, z każdym kolejnym dniem lekarze, choć próbowali go uspakajać, dawali mniejsze szanse na to, że Hermiona się jednak obudzi.
Robił wszystko, co tylko mógł, chociaż nie było tego zbyt wiele. Siedział przy niej prawie całą dobę, mówił do niej zawsze, nawet wtedy, gdy brakowało mu sił, dotykał, prosił. Wszystko na nic. Hermiona leżała nadal w białej pościeli, na białym łóżku, w białej sali, a ciszę jedynie przerywała kroplówka sącząca do jej organizmu składniki odżywcze dla niej i dla dziecka.
Czuł się bezsilny. Co tu dużo mówić; bał się, cholernie się bał. Bał się momentu, w którym wyjdzie na chwilę z sali, a gdy wróci, nie zastanie jej. Sala będzie czysta, łóżko zaścielone, czekające na następnego pacjenta, doktor wyjdzie i powie mu: „Przykro mi panie Nott, robiliśmy, co w naszej mocy,ale się nie udało.” Nienawidził być bezsilny.
Huknął zaciśniętą pięścią w lustro. Szkło rozbiło się na miliony kawałeczków, które upadły na podłogę, raniąc go w dłoń. Syknął.
– Repero – mruknął ktoś za nim. Rozbite lustro, teraz już w całości, wróciło na swoje miejsce.
Odwrócił się i zobaczył młodej tuż obok drzwi. Była niezaprzeczalnie ładna, przynajmniej dla Teodora; duże, brązowe oczy, małe usta, zaróżowione policzki.
– Zły dzień, co? – spytała, uśmiechając się.
Teodor pokiwał głową. Nie miał ochoty na rozmowy, chciał pobyć sam, ale jeśli ktoś chciał go wysłuchać, to cóż poradzić? Może to i lepiej? Podobno człowiekowi robi się lepiej, jeśli wygada się komuś nieznajomemu.
– Jestem Amy. – Podała mu dłoń, uśmiechając się delikatnie.
– Teodor.
– Chcesz się wygadać? – spytała, podchodząc do umywalki i myjąc ręce.
***
Nie wiedział dokładnie, ile czasu minęło, jak długo rozmawiał z Amy ani w którym dokładnie momencie wyszli na korytarz i usiedli na krzesłach. Rozmawiało im się bardzo dobrze, tak przynajmniej mu się wydawało. Podobno nigdzie się nie śpieszyła, więc opowiedział jej wszystko. Potem ona zaczęła mówić. Miała męża, choć nie dogadywali się ostatnio zbyt dobrze, on często wychodził do innej, ona zostawała sama w domu.
– Czemu go nie zostawisz? – spytał. – Przecież wiesz, że cię zdradza.
– To wcale nie jest tak… To znaczy jest… Ale to zbyt skomplikowane, żebyś mógł zrozumieć. Nie mogę powiedzieć nic więcej.
Uśmiechnął się smutno na znak, że ją rozumie. On sam nie powiedział jej wszystkiego, zwyczajnie nie mógł. Poznał ją dziś, ale i tak nie mógłby sobie darować, gdyby coś jej się stało. Cholera, zdał sobie sprawę, że nie mógłby darować sobie nawet bezdomnego z Nokturnu, którego przecież ani nie znał, ani mu na nim nie zależało.
– Wiesz, muszę już iść – powiedziała w pewnym momencie.
– A mnie już długo nie było u Hermiony.
Pożegnali się, nie zauważając nawet zamieszania, jakie powstało na korytarzu.
– Panie Nott, panie Nott! – krzyczała biegnąca pielęgniarka, zauważając go już z daleka.
Odwrócił się ku niej; nawet Amy, idąca już, zatrzymała się i popatrzyła w tamtą stronę, ciekawa, co się dzieje.
– Panie Nott, panna Granger się obudziła!
Amy uśmiechnęła się, dodając mu otuchy. Kiedy biegł, już nie odwrócił się w jej stronę, chociaż nie miała mu tego za złe. Widziała, jak bardzo kocha pannę Granger, jak z miłością o niej opowiada. Wzięła sobie za zadanie, że zrobi co tylko w jej mocy, aby jej mężowi nie udało się ich pokłócić. Za wszelką cenę postara się, aby jego misja skończyła się fiaskiem.
Teodor wydał z siebie niekontrolowany dźwięk, po czym, nie patrząc wokół, przebiegł dzielące go do sali kilka metrów i wpadł do pomieszczenia. Wokoło łóżka, na którym leżała Hermiona, zebrało się kilkoro magomedyków, sprawdzając coś.
Nie mógł w to uwierzyć. Dziesięć dni. Dziesięć dni rozpaczy. Dziesięć dni spędzonych w szpitalu. Dziesięć dni, podczas których, z biegiem czasu, zaczynał mieć coraz mniejszą nadzieję.
Hermiona leżała z otwartymi oczami, usta miała lekko rozchylone, uśmiechające się delikatnie.
Dotarł do niej w mgnieniu oka, uklęknął, wziął jej dłonie w swoje.
– Hermiono – szepnął.
– Wody – wychrypiała.
Wtedy po raz pierwszy Teodor Nott uniósł się ponad niebo.

10 komentarzy:

  1. Masz we mnie stałą czytelniczkę. Od niedawna zaczęłam czytać Twojego bloga, przyznam szczerze, że zaciekawiła nie odmiana, bo nie jest dużo blogów o tematyce Hermiona - Teodor. Jestem ciekawa jak potoczą się ich losy.
    Hermiona w ciąży, jeszcze się porządnie nie zaczęło a już taka wiadomość! Mam nadzieję, że przebaczy ukochanemu i będą mogli się cieszyć z potomstwa. Zachowanie Teodora wzbudza we mnie mieszane uczucia, nie wiem dlaczego, zobaczymy co jeszcze wymyślisz ;)
    Nie wiem może nie doczytałam, ale wyjaśniłaś czemu główna bohaterka była tak długo nie przytomna? Nie potrafię sobie tego przypomnieć.
    Mimo, że piszesz tyle stron, wcale tego nie odczułam, wciągnęłaś mnie i byłam zaskoczona, że już koniec.
    Pozdrawiam
    Dajana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest mi bardzo miło, mam nadzieję, że cię nie zawiodę. ;)
      Czemu każdy mi mówi, że Teodor zachowuje się dziwnie, no czemu?
      Co do tego, czemu Hermiona była nieprzytomna, będzie odrobinkę w następnym rozdziale, ale tylko trochę, później rozwinę bardziej ten wątek.
      Tyle stron? Proszę, to były niecałe trzy strony... Ale dziękuje za miłe słowa.
      Pozdrawiam,
      E.

      Usuń
  2. Czekałam aż Mionka się obudzi! Świetnie!
    Mnie i tak najbardziej interesuje wątek Toma. Umieram z ciekawości jak go rozwiniesz ;)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli Cię to interesuję, dużo Toma będzie w rozdziale 10, który opublikuję pomiędzy 18-20 lipca.
      Pozdrawiam,
      E.

      Usuń
  3. Ale zaniedbałam komentowanie, aż wstyd... :( Przepraszam i obiecuję poprawę! Zaczęły się wakacje, także może tego wolnego czasu trochę mi przybędzie.
    Muszę powiedzieć, że ten rozdział naprawdę, naprawdę mi się podobał! Zresztą, każdy rozdział Twojego opowiadania jest piękny. Nawet nie wiesz jak mnie wzruszyłaś postawą Teodora, siedział przy Hermionie przez ten cały czas i czekał aż się wybudzi... Ja też czytając, siedziałam jak na szpilkach i tylko zastanawiałam się kiedy Granger się obudzi. Na szczęście nie kazałaś nam długo czekać. Teraz tylko czekać na poród, jestem ciekawa jak będzie wyglądała relacja Hermiony i Teodora, kiedy maleństwo już się urodzi. :)
    Ta Amy, kiedy już spotkali się w łazience, wydawała mi się podejrzana, a po chwili czytam, że jej mąż chce pokłócić naszą parę... Tylko kogo żoną jest Amy? :D Macnaira? Albo jestem dziś tak nieogarnięta, że kompletnie nie kontaktuję, albo... och, nie wiem.
    Czekam na kolejny rozdział!
    http://niewolnicy-wlasnych-wspomnien.blogspot.com

    Pozdrawiam,
    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. :) A gdy już się urodzi... Mam tyle scenariuszy w głowie, że nie wiem, który wybrać, ale raczej wybiorę ten pierwszy, z którym założyłam UPN. Wydaje mi się, że będzie ciekawie. :D
      Co do Amy, w, bodajże, 6 rozdziale już występowała u boku swojego męża, Toma... :D
      Do zobaczenia!
      Pozdrawiam,
      E.

      Usuń
  4. Ooooo... jak słodko! On się o nią martwi!
    Dlaczego Miona jest nieprzytomna? Przeżyje, prawda?
    Zobacz, moja droga, odnalazłam cię (: Mam nadz. ieję, że wiesz o czym piszę ^^ Wszystko dzięki Katalogowi Granger XD
    Rozdział przykrótki, ale słodki. Mam nadzieję, że dziecko urodzi się całe i zdrowe. Mała, pyzata kuleczka ;3

    http://harrmionehariet.blogspot.com/ - zapraszam :3

    Miłych wakacji, Hariet

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież już nie jest nie nieprzytomna, no... Przeżyje, przeżyje... Jeszcze kilka lat pożyje a potem zobaczymy jak zareagujecie na... No, ten tego, potem zobaczycie!
      Szczerze powiedziawszy to nie wiem o co chodzi, ale jeśli powinnam, to mi powiedz. :D Mogę zwalić na to, że jestem dziś nieogarnięta do granic możliwości, ale... Nie przypominam sobie, żeby... Uch, serio nie wiem o co chodzi.
      Nawzajem,
      E.

      Usuń
  5. Odpowiedzi
    1. Właśnie zastanawiam się, czy opublikować dziś rozdział, czy nie... Hm, no dobra, jest!

      Usuń